Śląsk futbolem stoi? To już niestety historia.

14-krotni Mistrzowie w Zabrzu i Chorzowie, mistrzowskie tytuły Polonii Bytom oraz Szombierek, 10 lat z rzędu w europejskich pucharach GKS-u Katowice - śląski futbol był potęgą w XX wieku. Jak to wygląda obecnie? Powiedzmy sobie szczerze, piłkarska Europa odjechała już dawno, teraz do Pendolino wsiadła reszta kraju, a śląskie kluby zostały przy Kolejach Regionalnych. Jaki jest tego powód?

Były kiedyś czasy, gdy na Stadionie Ślaskim (wtedy największym i najbardziej zapełnianym obiekcie w Polsce) w jednym dniu kibice mogli zobaczyć FC Barceloną i włoską Fiorentinę (grały odpowiednio z GKS-em Katowice i Ruchem Chorzów). Był czasy, gdy śląskie kluby wylosowywały w boju o Puchar Europy Real Madryt czy Ajax Amsterdam, biły się jak równy z równym z Benficą, Bordeaux, PSV czy Juventusem. Młodsi kibice mogą tego jednak nie pamiętać - wszystkie te spotkania miały nowiem miejsce w ... ubiegłym wieku. Ostatnie Mistrzostwo Polski na Ślasku świętowano w... 1989 roku w Chorzowie (nota bene wyprzedzając w walce o triumf drużyny GKS-u Katowice i Górnika Zabrze). To ponad ćwierć wieku temu! Lata 90-te XX-wieku to jeszcze umiarkowane sukcesy (Puchary Polski GKS-u i Ruchu, walka o mistrzostwo przegrywana na ostatniej prostej, czasem przez decyzje sęziego, jak było w przypadku Górnika Zabrze i jego słynnej potyczki w Warszawie, decydującej o tytule w roku 1994) ale wraz z nadejściem nowego tysiąclecia więcej niż jedna drużyna z naszego regionu i to nie co sezon, nie była w stanie walczyć o jakiekolwiek zaszczyty. Częściej broniono się przed spadkiem, drużyny które reprezentowały Polskę na europejskiej scenie upadały (jak GKS Katowice, Szombierki, Polonia Bytom czy Odra Wodzisław) i powstawały na nowo.

W XXI wieku na podium polskiej ligi śląskie kluby uplasowały się zaledwie 5 razy i tylko raz, w 2012 roku chorzowski Ruch walczył dosłownie do ostatnich minut sezonu o tytuł. Poza tym ślaskie kluby były tłem dla rywali z pozostałych regionów. Co takiego stało się ze śląską kopalnią futbolu w nowym Millenium? Jakie są przyczyny, że pomimo tego że diamenty na śląskiej ziemi nadal się rodzą (vide Arkadiusz Milik ), klubowa piłka leży?

Powodów jest kilka, ale wszystkie one tworzą jedną całość. Po pierwsze, brak prywatnych inwestorów, ludzi z wielkiego biznesu, którzy w śląskiej piłce widzieliby możliwość osiągnięcia finansowego (i zarazem sportowego) sukcesu. Wokół śląskich klubów pojawiali się zaledwie pseudobiznesmeni, pokroju Ireneusza Króla czy jego kolegi Dariusza Smagorowicza, którzy pogrążyli finansowo GKS i Ruch. Wisła (do momentu, gdy zabawa w piłkę nie znudziła się Cupiałowi), Legia, Lech - sukcesy zawdzięczają prywatnym właścicielom, którzy nie bali się (lub byli na tyle szaleni) wkładać wielkich, jak na polską skalę, pieniędzy. W dodatku w tych klubach dobrze funkcjonuje szkolenie młodzieży. Akademie Lecha i Legii to ścisła czołówka w Polsce. Tymczasem w Zabrzu Górnik nie potrafił dogadać się z Gwarkiem, kiedyś szkolącym zdolną młodzież na potęgę, w Chorzowie Ruch miał pod górkę z UKS-em (ratował się, z fantastycznym zresztą skutkiem, umową ze szkółką spod... Szczecina), w GKS-ie Katowice do momentu powstania Akademii GieKSy za szkolenie młodzieży odpowiadały trzy(!) podmioty. O bazie treningowej przez grzeczność nie wspominam - to, co np. w Zagłębiu Lubin jest normą, na Górnym Śląsku jest nieosiągalnym marzeniem. Nie od dzisiaj wiadomo, że taniej się wychowuje niż sprowadza ogranych już piłkarzy, u nas jednak spada jakość szkolenia w dużych klubach. Ratunkiem są mniejsze kluby, stawiające głównie na młodzież, takie jak Rozówj Katowice - przykład Arka Milika pokazuje, że nadal rodzą się tu czyste diamenty, tylko że teraz nie zagrają już w lokalnych klubach o tytuł, bo wcześniej przejda do możniejszych rywali z innych części kraju bądź wyjadą za granicę. Biznes to biznes, każdy szuka dla siebie miejsca, w którym będzie w stanie się rozwinąć. Śląskie kluby nadal są miejscem dobrym do pokazania się piłkarzom, takim jak Milik, Olkowski, Starzyński, Lipski, Hołot, bracia Mak czy Kamil Glik, jest to jednak okno wystawowe - każdy wyróżniający się piłkarz niemal na pewno otrzyma lepszą ofertę nie tylko z Legii, Lecha lub Lechii ale Termaliki czy Wisły Płock. Kiedyś było zupełnie odwrotnie, to na Śląsk przyjeżdżali zachęcani perspektywą mieszkania, samochodu i 14-tej pensji futboliści z wszelkich zakątków Polski, w dodatku wiedząc, że trafią do silnych zespołów, trzęsących polskim futbolem przez całe dekady.

Wracając do finansowania klubów, w śląskich realiach model mniej więcej był/jest podobny. Głównym podmiotem utrzymującym nieraz kluby przy życiu są magistraty (miejskimi klubami są Piast, Górnik, GKS, Polonia Bytom) ewentualnie firmy państwowe, narzucone niejako przez bliskich klubom polityków (umowy Ruchu z Węglokoksem, GKS-u z Katowickim Holdingiem Węglowym czy Górnika z Kompanią Węglową). Gdyby nie miejskie pieniądze, Górnika i Ruchu już by nie było, gdyby nie miejska kasa, GKS Katowice upadłby przez "rządy" Ireneusza Króla - za to chwała decydentom, tylko że doraźne działania to nie wszystko. Kroplówki z Urzędów Miasta nie zastąpią profesjonlanych działań, nie sprawią że kluby zaczną zarabiać. To mechanizm połączonych naczyń - młodzież, dobra pierwsza drużyna i marketing. I tu dochodzimy do kolejnej kluczowej kwestii.

W dzisiejszych realiach układy biznesowo-polityczne zanikają, bo władze zmieniają podejście do finansowania sportu, trzeba więcej dać od siebie. W żadnej miejskiej spółce piłkarskiej w Polsce nie wychodzi to z korzyścią, przypomnę tylko stałe kłopoty Korony Kielce. By klub zarabiał na siebie potrzebych jest kilka elementów. Podstawą są zawodnicy, których można z zyskiem sprzedać. Tylko pieniądze w ten sposób nie mogą być przejedzone, muszą być inwestowane. I tu już jest problem, bo ani Ruch ani Górnik sporych jak na polskie warunki sum za wytransferowanych graczy, nie zainwestował - poszly na spłatę zaległości wobec różnych wierzycieli. Kolejne źródło pozyskania pieniędzy to tzw. dzień meczowy. Tylko jak tu zachęcić do przyjścia na zdezelowane, nieprzyjazne widzom obiekty? Nowoczesne stadiony w regionie policzyć można na palcach jednej ręki - to areny w Gliwicach i Tychach oraz 3/4 obiektu w Zabrzu. Inwestora przyciąga infrastruktura i potencjał piłkarsko-marketingowy. Potencjał ludzki, kibicowski owszem jest, brakuje pozostałych ogniw. W przypadku Zabrza brakuje drużyny, w przypadku Ruchu - stadionu, GKS dopóki gra w 1 lidze na rozpadającym się obiekcie atrakcyjny dla biznesu nie będzie. Kółko się zamyka a świat odjeżdża. A przecież bogatych ludzi na Śląsku nie brakuje. Brakuje wśród nich ludzi, którzy będą cierpliwi, jak właściciele Legii, którzy mozolnie, przez kilka lat walczyli o nagrodę, jaką są występy w Champions League i 6-krotne podwyższenie budżetu klubu na przestrzeni 5 lat. Łatwiej im jednak było, w porównaniu z prezesami klubów na Śląsku, bo każdą złotówkę oglądali dwa razy, nim ją wydali - w końcu były to ich prywatne pieniadze, nie te wyciągnięte z kieszeni podatników. Legia to przykład z rodzimego podwórka, ale przyjrzyjmy się futbolowi na Wyspach - tam prywatni właściciele doprowadzili do potęgi angielskie kluby, tworząc z Premier League najatrakcyjniejszą ligę świata. Podobno na Śląsku cierpliwość to jedna z cnót - wykorzystać ją trzeba zatem na zbudowanie od nowa potęgi piłkarskiej, jaką Śląsk był odkąd na ziemiach Rzeczpospolitej zaczęto kopać skórzany worek. Nie mozna zachłystywać się małym sukcesem, trzeba pracować na trwałą, dobra zmianę.

Autor: Paweł Stolarczyk

Fotografie: M. Chwieduk

o180 Kreatywnie Pozytywnie - Agencja Reklamowa
Banner PROJEKTPLUSARCHITEKCI
Baner_Meble_Hubertus

Używamy Cookie

Ta strona używa cookie
zgodnie z ustawieniami
Twojej przeglądarki.
Czytaj więcej

Wyrażasz zgodę?

TAK
NIE