Mienią się setkami odcieni i barw. Raz ulatują wysoko, innym razem spadają na ziemie albo od razu pękają. Co w nich jest takiego magicznego, że przyciągają setki ludzi którzy uczą się je robić latami?. Dlaczego ludzie zatrzymują się w centrach miast i godzinami je podziwiają, zapadając w jakiś niepojęty trans, odpływają dzięki nimi w świat marzeń?

Jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania nie potrafię, mimo iż zajmuję się nimi kilka lat. A wszystko zaczęło się od…

A wszystko zaczęło się od… No właśnie, od czego? Od podróży rzecz jasna. Pierwsza samodzielna podróż w moim życiu, nawet pierwsza zagranicę (nie licząc zachodniej granicy kiedy byłem malutki). Podróż autostopem w nieznane. Względy finansowe zadecydowały, że ruszę właśnie na stopa. To były czasy kiedy nie było tysięcy artykułów jak zwiedzić świat, nie było informacji jak to się robi. Trzeba było się wszystkiego nauczyć w praktyce. Tak samo jak zarabiania w trasie. Mimo tego, że za transport i noclegi nie płaciłem to szybko się okazało, że 100 euro nie wystarczy na dłużej. W Chorwacji uprawiałem pantomimę. Malowałem twarz na biało i stawałem na ulicy. Naśladując ludzi, przeciągając wyimaginowaną linę czy w końcu wygwizdując rytm z „Władcy Pierścieni” i „Harrego Pottera”. Niedługo potem zobaczyłem w jakimś filmie właśnie banki mydlane. Znalazłem szczątkowe informację w Internecie co to właściwie jest i jak to można zrobić w domu. Moja pierwsza receptura była bardzo prosta. Ale w miarę testowania coraz to nowych dawek poszczególnych składników czy też rodzajów płynu do naczyń stwierdziłem, że jestem gotowy na pokazanie tego dzieła światu. Najpierw pod blokiem dla osiedlowych kumpli, potem nieopodal jeziora Paprocańskiego aż pojechałem na plac Baczyńskiego w Tychach. Jeszcze kilka prób, zrobienie nowych kijków, przygotowanie wiaderka i byłem gotowy na kolejną podróż. Kilka miesięcy prób pozwoliły mi opracować idealną formułę, idealną długość pętli. Byłem zadowolony z siebie. Wtedy jeszcze nie było bańkarzy na „streecie” – bo tak się mówi o zarobku artystycznym na ulicy. Mogłem bezkarnie podróżować i wykonywać swoje show, bez obawy, że ktoś zrobi mi konkurencję tą samą dyscypliną. Na samym początku był Wiedeń, Berlin, Drezno, Wenecja żeby potem udać się dalej. Paryż, Rzym, Londyn, Odessa, Madryt czy Malaga to tylko kilka z miejsc jakie odwiedziłem w tej formie.

No właśnie, w tej formie? Połączyłem podróż autostopem z zarobkiem na bańkach.

Nie było to przemieszczanie się z myślą tylko o zarabianiu. Dalej to podróż była najważniejsza a ta umiejętność pozwalała mi na częstsze wyjazdy, bo nie potrzebowałem żadnego nakładu finansowego. Multum razy wychodziłem na wylotówkę mając kilka drobnych w kieszeni, które pozwoliły przetrwać do pierwszego większego miasta zagranicą. Prawie zawsze zresztą wracałem z takiej podróży z fajnymi pieniędzmi. Aż do czasu.
Z rozwojem Internetu idzie też rozwój i rozpowszechnianie informacji. Z bańkarzami było tak samo. Z roku na rok obserwowałem ich coraz więcej. Nie tylko w Polsce, ale głównie zagranicą. Doprowadziło to do sytuacji, że w tej chwili prawie zawsze przy dobrej pogodzie, w każdym turystycznym mieście ktoś puszcza bańki. Może dla obserwatora jest to niewidoczne, ale między „nami” tworzą się rozpiski godzinowe na dane dni i często z tego powodu wybuchają spory i kłótnie.

Z przykrością muszę stwierdzić, że ta społeczność się popsuła.

Wiele osób nie robi tego dla samej radochy czy chęci poprawiania ludziom humoru, tylko wyłącznie z pobudek czysto ekonomicznych. Jestem zły, że komercjalizacja weszła z butami w moją pierwotną idee która była zgoła inna. Nie dziwię się temu, ale miałem nadzieję, że nie nastąpi to tak szybko. Nie dziwię się bo wiem ile bańkarze zarabiają. Nie są to małe kwoty, na pewno przewyższające średnie krajowe. A jak mowa o krajach euro to czasami jest to niewyobrażalne. Powstały nawet w społeczności rozmowy o tym kiedy i gdzie najlepiej się zarabia – Pora obiadowa w okolicy restauracji.

Dlaczego? Otóż to bardzo proste.

Rodzice, są na wakacjach. Chcą zjeść w spokoju obiad. Zostawiają przy Was pociechy, mają spokojny posiłek i chwile wytchnienia. Po obiedzie zabierając pociechy i czują się wewnętrznie zobowiązani się odwdzięczyć. I macie kolejne monety w kapeluszu. Oczywiście takich przykładów jest mnóstwo. Nauczony setkami pokazów wiem co robić. Jak szybko zmienić recepturę, kiedy zacznie bardzo silnie wiać, co zrobić jak lekko pada, albo jak jest bardzo sucho. Gdzie się rozstawić, żeby nikomu nie przeszkadzać, a żeby mieć jak największe pole mojej „sceny”. Tu dochodzimy do miejsca. W bardzo wielu miastach, trzeba mieć specjalne pozwolenie od miejscowych władz na działalność artystyczną. Załatwia się to zawsze trochę inaczej. Najlepiej napisać z zapytaniem do miasta jak to u nich wygląda. Przydaje się to kiedy straż miejska albo policja jest zbyt nachalna. Albo kiedy ktoś już robi bańki bez pozwolenia, a wy je macie. Wtedy jest szybka rozmowa i można bez stresu robić swoje show.

Dwa lata temu powstała zamknięta grupa na fb. „bańkostopowicze” która skupia autostopowych podróżników wykonujących bańki.

Dzisiaj mamy już 1000 zapisanych użytkowników.Ta liczba mówi sama za siebie, a jak zaobserwowałem, z miesiąca na miesiąc wzrost jest arytmetycznie rosnący.

Dlatego od jakiegoś czasu zmieniłem formę moich działań. Współpracuję z kilkoma firmami na śląsku i wykonuje pokazy czy warsztaty na zamówienie. Nie są to kokosy jakie zarabiałem np. w Wenecji, ale taka forma pozwala mi zapomnieć o ekonomii i skupić się na robieniu jak najlepszych baniek. Wielkich, i małych i baniek w bańkach oraz na przekazywaniu tych umiejętności na warsztatach.
Z czystym sumieniem mogę Was zachęcić do własnych prób i pokazywaniu swoich sił przed ludźmi. Ja już inaczej finansuje moje podróże, więc nie będziecie moją konkurencją. Przestrzegam Was tylko, żeby to robić z pasją, miłości i dla chęci tworzenia lepszego dnia. Nawet jak jest szary to dzięki bańce mydlanej może dla kogoś stać się najlepszym dniem w roku. Wzrok i uśmiech ludzi jest najlepszym podziękowaniem jakie możecie dostać w podzięce.
Na koniec kilka słów o eksperymencie społeczno-naukowym jaki przeprowadziłem rok temu. W Katowicach pod dworcem PKP robiłem bańki z kartonikiem, że szukam pracy. Kolorowy strój, uśmiech na twarzy i skupienie na bańkach. Tego dnia dostałem 3 oferty. Wniosek nasuną mi się sam. Spróbuj komuś bezinteresownie uszczęśliwić dzień a świat wynagrodzi cię w najlepszy dla ciebie sposób.

Autor:  Paweł Kościelniak „geo-life”

Spis fotogafii:

Fot. 1 - Wrocław rynek
Fot. 2 - Berlin katedra berlińska
Fot. 3 - Rybnik rynek
Fot. 4 - Katowice - eksperyment społeczno-naukowy
Fot. 5 - Tychy plac Baczyńskiego
Fot. 6 - Tychy Stawy
Fot. 7 - Drezno Rynek
Fot. 8 - Logrono - piesza pielgrzymka do Santago de Compostella (900 km)
Fot. 9 - Ogólnopolski zlot autostopowiczów 2013 rok - warsztaty
Fot. 10 - Praga rynek
Fot. 11 - Tychy przedszkole warsztaty
Fot. 12 - Berlin Katedra berlińska
Fot. 13 - Wenecja - Compo San Giacomo di Rialto
Fot. 14 - Tychy Jezioro Paprocańskie

o180 Kreatywnie Pozytywnie - Agencja Reklamowa

HOBBY POMYSŁ NA ŚLĄSKI WYPAD

Idealne miejsce na spędzenie aktywnie czasu z gwarancją dodatkowych atrakcji zarówno tych z odrobiną historii (zwiedzanie zamku), widokowych jak i czysto relaksujących po ciężkim tygodniu w pracy.

Gdzie: Chudów koło Gliwic

Cel: Zwiedzanie, relax, wycieczka rowerowa, zloty motocyklowe.

Opis: Idealne miejsce na spędzenie aktywnie czasu z gwarancją dodatkowych atrakcji zarówno tych z odrobiną historii (zwiedzanie zamku), widokowych jak i czysto relaksujących po ciężkim tygodniu w pracy.

HOBBY POMYSŁ NA ŚLĄSKI WYPAD

Kolejny zamek jako propozycja weekendowego wypadu :) Może nieco większy i jego zwiedzanie zajmie trochę więcej czasu ale naprawdę warto. Poza tym piękny park i rynek miasta to atuty weekendowej wycieczki do Pszczyny

Gdzie: Pszczyna

Cel: Zwiedzanie, relaks, wycieczka rowerowa

Opis: Kolejny zamek jako propozycja weekendowego wypadu :) Może nieco większy i jego zwiedzanie zajmie trochę więcej czasu ale naprawdę warto. Poza tym piękny park i rynek miasta to atuty weekendowej wycieczki do Pszczyny

ŚLĄSK NA WASZYCH ZDJĘCIACH

Katowice - Muzeum Śląskie
Ciepły weekendowy dzień - zamek Chudów

Używamy Cookie

Ta strona używa cookie
zgodnie z ustawieniami
Twojej przeglądarki.
Czytaj więcej

Wyrażasz zgodę?

TAK
NIE